Opis zdjęcia
W regionie Oromii, w środkowej Etiopii położona jest piękna wioska Debre Libanos. Spędziłem tam kilka niesamowitych dni. Zamieszkałem w małym osiedlu kilku domków do wynajęcia na obrzeżach wioski. Domki położone były malowniczo nad urwiskiem ogromnego i głębokiego kanionu. Okolica pełna była bujnej roślinności. Otrzymaliśmy z moją ekipą pojedyncze domki kryte strzechą. Każdy z nas dostał jeden mały, jednoizbowy domek. Oddalone one były od siebie o kilkadziesiąt metrów. W domku właściwie było tylko łóżko, mały stolik wydzielona wiszącą zasłoną. Okna i drzwi miały spore prześwity i właściwie ciężko je było zamknąć do końca. Pod drzwiami wejściowymi szpara miała ze 40 cm., a że okolica była bogata we wszelką dziką zwierzynę, to trzeba było się zastanowić jak się zabezpieczyć na noc przed wizytami nieproszonych gości. W domkach nie było światła tylko lampy naftowe. Wpadłem na pomysł, żeby szparę pod drzwiami zastawić moim plecakiem na noc, Do domków często podchodziły wielkie dżelady - małpy, których większe osobniki stojąc na dwóch łapach osiągały wzrost dorosłego mężczyzny :))) Była taka rodzinka dżelad, które przychodziły pod jeden z naszych domków w dzień i zaglądały do środka. Ogólnie nie były agresywne, a bardziej ciekawskie. Całe dni spędzaliśmy na trekingach po głębokim wąwozie. Wieczorem zbieraliśmy się w największej chacie (tej na zdjęciu) gdzie było na środku palenisko i przychodzili miejscowi, robiliśmy grilla, piliśmy tedż, czyli pędzony na miodzie alkohol, który niesamowicie potrafił rozweselać. Spotkaliśmy mnóstwo stad dżelad, które chodziły koło nas na szlakach jakby były po prostu grupami turystów. Nie spotkaliśmy przez kilka dni żadnych turystów, tylko małe dzieci pasące w dolinach kozy. Mieszkają tam też spore drapieżniki, jak czarna pantera, likaony i wiele innych... Dlatego po zmroku do naszych domków miejscowi odprowadzali nas z tej głównej chaty z kałachem w ręku. Dźwięki dookoła domku przed zaśnięciem zapamiętam na całe życie :)
Komentarze
mam wrażenie i to nieodparte że w takich domkach mieszkałem
Rezon, wielkie dzięki, super uzupełnienie Twojej świetnej opowieści :-)
Mariusz, tedż pije się z takich śmiesznych pękatych buteleczek wyglądających jak te do chemicznych eksperymentów. Jest to gęstawy słodko - kwaskowy napój o złocistym kolorze. W smaku miodowy bardzo i wydaje się delikatny, ale dość szybko zaczyna sprawiać, że nawet etiopskie szamańskie tańce wydają się do ogarnięcia w mgnieniu oka :D
Czapki z głów, choć raczej nie z tej chaty :-) Ściany mają kolor jak cynober w zachodzącym słońcu, a fugowe "łańcuszki" dobrze z nim grają. Po lewej wyższy krzew jakby opiekował się niższym, po prawej - chyba wilczomlecz - pięknie się rozpanoszył. U dołu dwa pniako-kamienie (albo odwrotnie), niczym spiłowane rogi potężnego zwierza, wytyczają kierunek patrzenia. Bardzo ciekawe ujęcie i znakomita literatura, choć chyba nie z literatek popijaliście tedż :-)
Bdb. Świetny opis
Ognisty domek.
fajna opowieść
PE proszę :)